niedziela, 20 listopada 2011

Peter V. Brett - Wielki Bazar


Był koniec roku 2008. Tworzyłam dla Czytelni Onetu listę książek fantastycznych, które warto kupić jako bożonarodzeniowy prezent. Zadzwoniłam do Fabryki Słów, pytając, czy wśród zimowych nowości znajduje się coś szczególnie wartego polecania. Odpowiedź była błyskawiczna – „Malowany człowiek” Bretta. Znajoma z wydawnictwa powiedziała wtedy z przekonaniem w głosie, że to taka książka, której lepiej nie zaczynać przed wigilijną kolacją, bo człowiek zapomni, że uszka czekają na stole.

Oczywiście – rekomendacja rekomendacją, a swoje się wie (czyli że trzeba ją traktować z lekkim dystansem). Dystans był o tyle większy, że Peter V. Brett był wtedy kompletnie nieznanym autorem, a książka miała być jego debiutem. Doświadczenie mi podpowiadało, że rzadko kiedy zdarza się debiut naprawdę wyrywający z butów.

No i kiedy dostałam już „Malowanego człowieka” do łapki, odszczekałam wszystkie zarzuty – to rzeczywiście jeden z najbardziej błyskotliwych debiutów ostatnich lat i nie dziwi, że w błyskawicznym tempie podbił czytelników na niemal całym świecie. I powiem wam, że jeśli 10 lat pracowania za biurkiem w korporacji farmaceutycznej pchnęło Bretta do napisania czegoś takiego, to dzięki Bogu za korporacje! I za nudną pracę, która dała autorowi czas i sprawiła, że jego wyobraźnia zaszalała na całego.

„Malowany człowiek” przerodził się w cały cykl, a jego jedynym minusem jest to, że autor pisze go na bieżąco. Na kolejne części czeka się przytupując ze zniecierpliwieniem i na całe szczęście polski wydawca stanął na wysokości zadania i publikuje następne tomy błyskawicznie. Jednak czytelnicy, jak rozumiem, naciskają na autora i popędzają, co nie wpływa dobrze na proces twórczy – stąd zapewne wziął się tomik „Wielki Bazar. Złoto Brayana”. Troszkę mnie początkowo zdziwił i lekko zniesmaczył fakt publikowania okrawków właściwej twórczości, czyli scen usuniętych z właściwego tekstu w czasie, kiedy książka jeszcze nie została wydana w całości (trochę zakrawało mi to na pazerność). Teraz mam jednak wrażenie, że autor, z całą delikatnością, dał tym samym fanom do zrozumienia „Macie i dajcie żyć na chwilę”. Rozumiem i przestaję się czepiać. 



Uwaga dla napalonych czytelników cyklu - „Wielki Bazar” nie jest kolejną częścią! Choć umieszczony w świecie Arlena i jego przyjaciół, fabularnie nie ma żadnego znaczenia dla reszty książki. Ot, wzbogaca tylko naszą wiedzę na temat tego, co porabiał Arlen w trakcie swoich wędrówek po świecie. „Wielki Bazar” opisuje przygody Arlena w Krasji, jego znajomość z Abbanem oraz to, jak doszło do wizyty Arlena w mitycznym Słońcu Anocha. „Złoto Brayana” opowiada z kolei o jednej z misji Arlena jako młodego Posłańca i opisuje spotkanie ze śnieżnym demonem. Dodatkowo znajdziemy w książeczce sceny z „Malowanego człowieka” usunięte przez Bretta – usunięte nie dlatego, że były kiepskie, ale dlatego, żeby odchudzić i tak pokaźną książkę. No i coś dla fanów-fanów: słownik krasjański oraz grymuar runiczny.

Jak napisałam wcześniej, „Wielki Bazar” nie ma żadnego znaczenia w fabule książki, więc generalnie możecie sobie darować kupno. No, chyba że, tak jak ja, nie możecie się doczekać kolejnej części:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz