niedziela, 29 lipca 2012

Uwięzieni w raju - Mitchell Zuckoff

Dziś niespodzianka – nie fantastyka! Ani nie kryminał. I, uwaga – nie literatura kobieca. Za to literatura faktu. Wzięta z półeczki przez przypadek i absolutnie genialna.

Historia opisana przez Mitchella Zuckoffa wydarzyła się naprawdę i jest to kolejny przykład tego, że najlepsze scenariusze tworzy życie. To opowieść o niesamowitym zbiegu okoliczności, szczęściu i odwadze wielu niesamowitych ludzi. Przyznam szczerze, że choć zdaję sobie sprawę z tego, że autor mógł podkolorować co nieco w swojej opowieści, wycisnęła mi ona łzy z oczu co najmniej kilka razy.



„Uwięzieni w raju” opowiadają o czasach II wojny światowej. Na Nowej Gwinei stacjonują wojska amerykańskie, wśród nich Women’s Army Cors, czyli jednostka kobieca. Żołnierze obu płci umilają sobie czas jak mogą, a jedną z ulubionych rozrywek stają się przeloty samolotami nad dżunglą. A dokładniej nad tajemniczą doliną pośrodku wyspy.
W tym momencie opowieść robi się niesamowita. Mianowicie dolina, nazywana przez żołnierzy Shangri-La, jest całkowicie niedostępna. Otoczona wysokimi górami, zbyt stromymi aby przebyć je pieszo i zbyt mała, aby wylądował w niej samolot – już nie mówiąc o tym, że loty nad szczytami są niebezpieczne. W dolinie, pozbawieni kontaktu ze światem zewnętrznym mieszkają tubylcy, prawdopodobnie łowcy głów i kanibale. Ich życie – wioski, system nawadniania i upraw, klanowe walki można oglądać tylko z okien samolotu. Jednak pewnego dnia jeden z samolotów rozbija się w dolinie. Na jego pokładzie znajdują się 24 osoby, w tym 9 kobiet. Katastrofę, jak się okazuje, udało się przeżyć trojgu: Johnowi McCollomowi, który stracił w wypadku ukochanego brata bliźniaka, Kennethowi Deckerowi i Margaret Hastings. W środku dżungli, poważnie ranni, w otoczeniu dzikich tubylców muszą przeżyć.

To niesamowita historia – przede wszystkim o dzielnej trójce głównych bohaterów. Ale także o filipińskich komandosach i ich odważnemu dowódcy, którzy dobrowolnie, nie wiedząc w jaki sposób uda im się wydostać z doliny, zeskoczyli do niej na spadochronach aby bronić ocalałych przed wrogimi (jak myślano) tubylcami. Wreszcie o tych, którzy pozostając poza dolina nie ustawali w wysiłkach aby całą grupę bezpiecznie wydostać z Shangri-La. Oczywiście, na pewno w czasie II wojny światowej było więcej opowieści o heroizmie i ofiarności, ta jednak wyjątkowo mnie chwyciła za serce. Może dlatego, że nie chodzi w niej o zabijanie, a wręcz odwrotnie – o ratowanie życia? Na pewno zasługę w tym ma autor książki, Mitchell Zuckoff – znany dziennikarz, zdobywca m. in. nagrody Pulitzera za dziennikarstwo śledcze. Zuckoff dotarł do archiwów prasowych, materiałów źródłowych, a także wciąż żyjących bohaterów opowieści, ich znajomych i rodzin. Widać, że historia go wciągnęła, a pisanie o losach Margaret i jej towarzyszy sprawiło mu przyjemność.

Ja „Uwięzionych w raju” szczerze polecam, nie tylko miłośnikom historii. To książka przygodowa, obyczajowa i podróżnicza jednocześnie, świetny materiał na film. Miała zresztą, jak pisze Zuckoff, doczekać się ekranizacji, z planów jednak zrezygnowano. A szkoda. Może ktoś jednak sięgnie znowu po tę fenomenalną historię? Oby.

Tytuł: „Uwięzieni w raju”
Autor: Mitchell Zuckoff
Wydawnictwo: Świat Książki

środa, 25 lipca 2012

Oto krew moja - Marek Kędzierski

Dziś o książce, która budzi u mnie mieszane uczucia. Bo z jednej strony mamy do czynienia z wartką sensacyjną prozą, a z drugiej – autor wsadził do niej element duchowy i mistyczny, z którym chyba nie za dobrze się czuje. Połączenie jakoś nie współgra i sama się zastanawiam, co można by było w książce poprawić. Mam wrażenie, że wystarczyłaby szczypta czegoś…tak jak przyprawy do dania - a „Oto krew moja” przestałaby budzić poczucie niedosytu.



Bohaterem książki Marka Kędzierskiego jest Andrzej Sznajder – weteran służb specjalnych, taki rodzimy Chuck Norris, co to i super strzela, i misje specjalne załatwia bez zmrużenia okiem, profesjonalista w każdym calu. Zadaniem Sznajdera jest przewiezienie pewnej kobiety do Watykanu na zlecenie przedstawicieli Kościoła. Kobieta nie jest zakonnicą, ale jest bardzo ważna, a przede wszystkim jest powierniczką pewnej tajemniczej relikwii i tylko ona jest w stanie tę relikwię przewozić. Na relikwię i Joannę dybią „niebezpieczni ludzie” i „szatańskie organizacje”. Sznajder z Joanną i pewnym zakonnikiem ruszają do celu super wyposażonym samochodem, a w drodze unikają zamachowców (Sznajder), spełniają dobre uczynki (Joanna) i prowadzą rozmowy o dobru i Bogu.

Żeby była jasność – nie mam nic przeciwko rozmowom o wierze ani nawet przeciwko temu, że Kościół jest w stanie zapewnić wynajętemu przez siebie człowiekowi super samochód uzbrojony po dach i reflektory. Brakuje mi jednak w książce kilku podstawowych elementów – co za relikwią opiekuje się Joanna? I dlaczego tylko ona może to zrobić? Przez całą książkę czytamy, jaka to Joanna jest niezwykła, ale pod koniec chce się aż krzyczeć – dlaczego, do jasnej Anielki? Dlatego że ma dar jasnowidzenia?

To niby drobiazgi, ale skutecznie zakłócające odbiór książki, poza tym całkiem nieźle napisanej. Owszem – zestawienie brutalnego twardziela, u którego pod skorupą kryje się wrażliwe i czułe serce z dobrą kobietą, która tą skorupę rozbija jest banalne i pod koniec ckliwe – na szczęście jednak Kędzierski unika stuprocentowej sztampy. A w samej książce znajdziemy też kilka elementów zaskakujących – chociażby znajomych Sznajdera, wartych poznania.

Moralizujące, z niedoróbkami, momentami banalne – ale z szansą na przyszłość, więc do kosza całkiem bym nie wyrzucała. Końcówka poniekąd sugeruje kontynuację, więc może, może…

Tytuł: „Oto krew moja”
Autor: Marek Kędzierski
Wydawnictwo: Fabryka Słów

wtorek, 17 lipca 2012

Romans historyczny - "Królewska nierządnica" Gillian Bagwell


Ostatnio była sama fantastyka, czas najwyższy na coś innego. Będzie niespodzianka – romans historyczny! Ale nie, nie zamierzam się posunąć do opisywania książek Barbary Cartland, bez obaw. Romansik jest nieprzesadnie uczuciowy, a bardziej obyczajowy i opisuje bardzo interesującą postać: Nell Gwyn, aktorka i kochanka króla Karola II. Postać zabawna, znana ze swojej ekstrawagancji, ale także dobrego serca i tego, że nigdy nie zapominała o swoich przyjaciołach. Taka – nie  bójmy się użyć tego słowa – kurwa o kryształowo czystym sercu. Być może dlatego o Nell, jako jedynej spośród swoich licznych kochanek, pamiętał Karol II na łożu śmierci. „Nie pozwól by Nell umarła z głodu” – tak brzmiały jedne z ostatnich słów króla, wygłoszone do jego brata i następcy, Jakuba. 



Wszystkie opracowania, jakie sobie przeczytałam o Nell, zainspirowana książką Gillian Bagwell, mówią o Nell z sympatią. Być może dlatego, że była prostą dziewczyną z ludu i nigdy tego nie zapomniała. I w takim samym klimacie jest utrzymana „Królewska nierządnica” – pełnym sympatii dla prostej, szczerej i uczciwej dziewczyny. Była dziwką – tak, to prawda. Ale nigdy tego nie ukrywała. Karolowi II była zawsze wierna, a o swoich byłych kochankach nigdy nie zapominała, dbając o nich i pomagając w trudnych chwilach. Ta książka to bynajmniej nie bajka o Kopciuszku – Kopciuszek stał się żoną księcia, a Nell była tylko kochanką i nigdy nie ukrywała swojego zawodu, dzięki czemu zwykli mieszkańcy Londynu ją uwielbiali. Dzięki temu i dzięki jej rolom – nie należy bowiem zapominać, że Nell była także świetną aktorką komediową.

Postać Nell może fascynować i Gillian Bagwell znakomicie oddała urok tej dziewczyny, kobiety, aktorki, dziwki, matki...Osoby, która z absolutnego dna weszła do światowej historii. Postać Nell budzi sympatię i taką sympatię potrafiła wzbudzić wobec swojej bohaterki autorka „Królewskiej nierządnicy”. Jedyne, czego mi w tej książce brakuje, to więcej opisów żartów i wyskoków Nell, znanej ze swojej rywalizacji z innymi kochankami króla. Opisane w książce jej dowcipy robione kolejnym faworytom budzą szczery śmiech – są zabawne, złośliwe i absolutnie nieszkodliwe.

„Królewska nierządnica” to niezła powieść, zachowująca równowagę między romansem a powieścią obyczajową, nie epatująca nadmiernie seksem (choć uczciwie przyznaję, że znajdują się w niej sceny erotyczne – w końcu Nell była prostytutką!). Odrobinę tylko, mam wrażenie, pani Bagwell wybiela postać Nell, ale nie jest to zabieg rażący. A w efekcie końcowym książka budzi uśmiech na twarzy. A czy nie o to chodzi?

Tytuł: Królewska Nierządnica
Autor: Gillian Bagwell
Wydawnictwo” Bellona

niedziela, 8 lipca 2012

Nadciąga burza - Robin Bridges

 
Za oknem upał, który jestem w stanie znieść tylko leżąc na białym piasku i pijąc drinka z palemką. Kocina zabunkrowała się w brodziku i odmawia wyjścia, więc odpada mi nawet chłodny prysznic. Przede mną dziś do przebiegnięcia 10-12 km i trochę mi słabo na samą myśl. Więc w ramach czynności zastępczych coś wam dzisiaj napiszę. Wybrałam coś mroźnego i z błyskawicami w tle, może chociaż na chwilę zrobi mi się chłodniej.

„Nadciąga burza” to opowieść o Katerinie Aleksandrownej von Holstein-Gottorp, młodziutkiej księżnej Oldenburga, potomkini wielkich królewskich rodów Europy. Katerina, uczennica Instytutu Smolnego dla Szlachetnie Urodzonych Panien całe dnie spędza na nauce tańca i pielęgnowaniu urody, co ma jej pomóc w szybkim znalezieniu bogatego i utytułowanego męża. To jednak tylko pozory – inteligentna Katerina marzy o karierze lekarza. A przede wszystkim skrywa sekret – umiejętność ożywiania zmarłych. Okazuje się jednak, że jej umiejętności chcą wykorzystać pewne ciemne moce, dążące do obalenia cara i przejęcia władzy nad Rosją.


Robin Bridges w bardzo interesujący sposób miesza legendy świata anglosaskiego i słowiańskiego. Na Zimowym Dworze w jej powieści znajdziemy więc i Faerie, przedstawicieli zarówno Mrocznego, jak i Jasnego Dworu, wampiry, wilkołaki i bogatyra. Wszyscy są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa carskiej Rosji, a ich działania są elementem walki politycznej raczej niż zmagań o „rząd dusz”. Bridges bardzo umiejętnie splata wątki historyczne z elementami fantastycznymi (dekabryści na przykład stają się w tej książce sługami wampirów), okraszając wszystko elementami obyczajowymi XIX-wiecznego Petersburga. Całość jest czymś pomiędzy bohaterskiej legendy a romansem obyczajowym, bo o główną bohaterkę walczą dwie siły, reprezentowane – no jakżeby inaczej – przez dwóch przystojnych przedstawicieli płci męskiej. Co, jak się obawiam, czyni książkę zdecydowanie bardziej interesującą dla płci żeńskiej.

Pardoksalnie, „Nadciąga burza” bardzo mi przypomina...”Dumę i uprzedzenie” Austen. Może przez balowe sceny? A może przez to, że znajomość głównych bohaterów (księżnej Kateriny i carewicza Jurija) także zaczyna się od dumy i niechęci tego ostatniego? Podobają mi się opisy życia panien z wyższych sfer, chociaż nie mam pojęcia, czy chociaż w niewielkim stopniu są zgodne z prawdą i czasem tylko denerwuje mnie leciutka niekonsekwencja w fabule. Na przykład to, że wszyscy boją się wampirów, a jednocześnie pozwalają im być członkami społeczeństwa. A nawet wysoko uprzywilejowanej socjety. Ech, ta polityka...

„Nadciąga burza” to niezbyt wyrafinowany, ale zabawny miszmasz kulturowy z fantastyką w tle. Czyta się łatwo, lekko i przyjemnie, więc jeżeli jakaś pani ma ochotę na mroźną lekturę na upalnej plaży – zapraszam.

Tytuł: „Nadciąga burza”
Autor: Robin Bridges
Wydawnictwo: Fabryka Słów

niedziela, 1 lipca 2012

Tess Gerritsen - Milcząca dziewczyna


Ostatnio była sama fantastyka, więc dziś czas na ciut inną tematykę. Tym bardziej, że w paczuszce od kuriera znalazła się książka Tess Gerritsen. Pani ta jest dobrze znana miłośnikom thrillerów medycznych, bo znajduje się w absolutnej TOP TEN najlepszych autorów tego gatunku, a z dużym szacunkiem o jej twórczości wyrażają się zarówno Harlan Coben jak i Stephen King. A ja im przyznaję rację.

„Milcząca dziewczyna” to nie thriller medyczny, a kryminał, w którym główne role pełnią znowu detektyw Jane Rizzoli i patolog Maura Isles, znane czytelnikom z „Doliny umarłych”. Obie panie zajmują się zabójstwem młodej, atrakcyjnej kobiety, popełnionym w bostońskim Chinatown. Wszystko wskazuje na to, że kobieta była zawodowym zabójcą, a jej śmierć wiąże się z tragedią, jaka w przeszłości rozegrała się w tym samym budynku. 19 lat temu nielegalny imigrant z Chin, kucharz, w napadzie szału zastrzelił wszystkie osoby znajdujące się w restauracji, w tym swojego najlepszego przyjaciela, Jamesa Fanga. Wdowa po Jamesie, Iris, mistrzyni walki wushu, nie wierzy w winę Chińczyka i po latach domaga się sprawiedliwości.

Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym zaraz po pierwszych 10 kartkach nie zajrzała na koniec książki – i na plus Tess Gerittsen należy zapisać, że lektura zakończenia nic mi nie dała. Ani nie wyjaśniła intrygi, ani nie dała rozwiązania zagadki, tylko odesłała z powrotem do lektury. Co zrobiłam z satysfakcją, bo cenię sobie kryminały, w których śledzenie akcji jest ważniejsze niż rozwiązanie zagadki. A Gerritsen fabułę splata niezwykle kunsztownie – w jej książkach nie ma słownej waty i zbytecznego zdobienia – wszystkie opisane detale mają swój cel. Łopatologicznie – jeśli autorka opisuje, że o ścianę stodoły oparte stały widły, to tych wideł na pewno ktoś użyje. To niesamowicie precyzyjna proza i równie precyzyjnie działają bohaterowie „Milczącej dziewczyny”. A właściwie bohaterki, bo przedstawicielek płci żeńskiej jest w książce zdecydowanie więcej. I to takich przedstawicielek, o których czyta się znakomicie – błyskotliwych, zdecydowanych, konsekwentnych, a jednocześnie dalekich od stereotypu „babochłopa”. Iris Fang jest mistrzynią walki mieczem i z żelazną konsekwencją szkoli adeptów wushu, ale od lat wierna jest pamięci męża i wspomina zaginioną córkę. Jane Rizzoli jest jedyną kobietą – detektywem w bostońskim wydziale zabójstw, ale jednocześnie jest szczęśliwą mężatką i matką małej córeczki. Maura Isles bardzo z kolei przypomina Temperance Brenan, bohaterkę serialu „Kości” – sprawiedliwość i prawda są dla niej ważniejsze niż ludzie. Ale jednocześnie niezwykle ceni sobie przyjaźń z osieroconym nastolatkiem, który kiedyś uratował jej życie...Mimo „męskiej” tematyki to bardzo kobieca, powiedziałabym nawet feministyczna książka. Przy czym bardzo proszę panów, żeby nie odwracali się z niechęcią, bo to naprawdę znakomity kawałek prozy sensacyjnej.

Co mnie jeszcze w tej książce urzekło? Precyzyjne opisy policyjnej roboty, szukanie śladów i analizowanie materiałów, którym towarzyszą błyski intuicji i szczęśliwe przypadki. Dodatkowo tłem „Milczącej dziewczyny” jest kultura Chin i społeczność amerykańskich Azjatów. No i historia tworzenia chińskich mieczy, fascynująca dla mnie z powodów zupełnie innych.

Ja „Milczącą dziewczynę” pochłonęłam w dwie godziny. Ciekawa jestem, czy was wciągnie tak samo.

Tytuł: „Milcząca dziewczyna”
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Albatros