czwartek, 20 września 2012

Liliana Bodoc - Saga o Rubieżach



Przygotowania do maratonu na finiszu, nerwy mam już w strzępach, z czytaniem idzie mi kiepsko (chociaż pewnie i tak lepiej, niż przeciętnemu Polakowi – temu, co to czyta jedną książkę rocznie). Ale coś tam skończyłam, więc się dzielę. Tym razem, bo dawno już nie było – będzie fantasy. A co!


Tom pierwszy „Sagi o rubieżach” to właściwie dwie historie o Żyznych Ziemiach: „Dni Jelenia” i „Dni Pomroku”. Mieszkańcy Żyznych Ziem otrzymują wiadomość o zbliżających się do kontynentu okrętach. Przybycie statków zapowiedziano w starych kodeksach, jednak magowie nie są w stanie odczytać, czy przypływają na nich dawno zaginieni bracia Boreaszowie, czy śmiertelny wróg całego życia – Misaíanes, czyli Nienawiść. Podjąć decyzję, czy przywitać przybyszów jak przyjaciół czy stanąć z nimi do walki ma podjąć rada złożona z przedstawicieli każdego ludu Żyznych Ziem. W cztery strony świata ruszają więc posłowie...

„Saga o rubieżach” mieści się w nurcie ekokultury, z jakim mamy do czynienia już od jakiegoś czasu, a którego znanym przykładem był chociażby „Avatar”. Nie bez powodu przypominam tutaj ten film – w książce Liliany Bodoc na ratunek ludziom zagrożonym przez obcych również rusza sama natura. Z którą mieszkańcy Żyznych Ziem są nierozerwalnie spleceni i której służy ich magia. Z kolei magia najeźdźców podporządkowuje sobie wszystko. Syderetycy uzależnieni są od broni palnej i zdobyczy techniki a świat traktują w butą grabieżcy. Bodoc jednoznacznie określa, po której jest stronie – wśród Syderetyków nie znajdzie się  ani jeden dobry czy przyzwoity. Co automatycznie stawia mieszkańców Żyznych Ziem w dobrym świetle. A nawet jeżeli któryś z nich zrobi zły uczynek, ma szansę odkupienia. I zazwyczaj z niej korzysta. Szkoda, że życie nie jest tak czarno-białe.

Wiecie, co mi jeszcze przypomina „Saga o Rubieżach”? Książki o Indianach. Husihuilkowie, najwięksi wojownicy Żyznych Ziem przypominają północnoamerykańskich Indian wyglądem, sposobem walki, wierzeniami, obyczajami. A ich rozpaczliwa obrona Rubieży przed najeźdźcą to echo walki rdzennych Amerykanów z bladymi twarzami. Walki tym razem szlachetnej, heroicznej. A ponieważ zawsze jako dziecko, czytając książki Maya marzyłam, żeby Apacze choć raz wygrali z białymi, to teraz mam nadzieję, że Husihuilkowie zwyciężą.

Autorka książki, Liliana Bodoc, pochodzi z Santa Fe w Argentynie, więc pewnie moje skojarzenie z Indianami nie jest bezpodstawne. Za złe mam tylko wydawcy umieszczenie na okładce książki notki „Kto wie, czy to nie najlepsze epickie dzieło fantasy napisane w języku hiszpańskim”. „Kto wie”? i jeszcze „napisane w języku hiszpańskim” – od razu zaczynamy książkę traktować lekceważąco. A niesłusznie. Bo może nie jest ona w top ten najlepszych fantasy jakie miałam okazję czytać, ale całkiem przyzwoita z niej lektura.

Autor: Liliana Bodoc
Tytuł: „Saga o Rubieżach. Tom I”
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

niedziela, 9 września 2012

Jak znaleźć przepis na szczęście



Po tygodniowym urlopie – wróciłam! U podnóża Alp, w najpiękniejszej części Bawarii tłukłam się o matę i biegałam. Czytać też zamierzałam, tylko jakoś co otworzyłam książkę to budziłam się na kolejny trening:-) Na szczęście miałam coś w zapasiku, żebyście znowu nie czekali cały miesiąc.

Wracam do sympatycznego gatunku książek nie do końca kucharskich. Do tej pory trafiałam zazwyczaj na przewodniki publikujące także przepisy kulinarne. Tym razem trafiło na powieść obyczajową. Celowo nie napiszę romans, chociaż jest w tej książce miejsce i na uczucie. Ale bardziej niż romans ta książka jest o marzeniach, determinacji, realizowaniu tych marzeń i nie poddawaniu się przeciwnościom. To książka o silnej kobiecie, a my takie opowieści zdecydowanie lubimy!


Mowa o powieści „Jak znaleźć przepis na szczęście” Barbary O’Neal. I nie, to nie jest żaden poradnik. To historia o Elenie. 38-latce o wielkim wdzięku, talencie kulinarnym i bolesnej przeszłości. W młodości Elena w wypadku samochodowym straciła rodzeństwo i narzeczonego. Po tamtych czasach pozostały jej poważne zdrowotne kłopoty i wielka rana w duszy.
Opowieść zaczyna się, gdy Elena zostaje zwolniona z pracy przez swojego szefa i kochanka w jednej osobie – obrażonego o to, że miejscowe media bardziej interesują się kobietą niż nim, wielkim szefem kuchni. Jednak nasza bohaterka natychmiast otrzymuje propozycję pracy – posadę szefa kuchni w Aspen, w restauracji należącej do znanego hollywoodzkiego reżysera. Teraz Elena musi sobie poradzić z poprzednim szefem kuchni, który zostaje jej pracownikiem, stworzyć zespół, który da radę największym wyzwaniom i uruchomić restaurację w środowisku ludzi, którzy przyzwyczajeni są do wszystkiego co najlepsze.
Co mi się podoba w tej książce? To, że Elena – krucha i bardzo kobieca, z wciąż szwankującym zdrowiem potrafi radzić sobie w całkowicie męskim środowisku, mimo niechęci i podejrzliwości. To wbrew pozorom bardzo silna osoba – ale nie tak silna, żeby poradzić sobie z tym, co ją gryzie od lat. Unika wspomnień o dawnym wypadku, nie odwiedza matki i mimo upływu czasu wciąż nie rozliczyła się z przeszłością. A jeśli tego nie zrobi, to czy będzie w stanie stworzyć sobie w końcu nowe życie? Pełne, a nie tylko składające się z pracy i powierzchownych związków?

Ta książka to nie głupawy romansik, tylko ciepła historia pozwalająca nam uwierzyć, że cuda w życiu się zdarzają. Świetnie się nadaje do czytania w jesienne wieczory, przy kominku albo chociaż pod kocykiem w fotelu. I naprawdę podnosi na duchu. A jak ktoś ma ochotę, to może wypróbuje jeden z przepisów Eleny?

Tytuł: „Jak znaleźć przepis na szczęście”
Autor: Barbara O’Neal
Wydawnictwo Literackie