Są takie dni, o których możemy powiedzieć, że są dobre. I to
od kiedy tylko otworzymy oczka. To właśnie dziś. Kuchnia pachnie kawą, kot
mruczy szczęśliwy, że nigdzie nie wychodzę i jestem cała dla niej, pod ręką
dobra książka, a na śniadanie nasmażyłam całą furę jabłek w cieście. Posypane
cukrem pudrem i cynamonem wydają z siebie niebiańską woń i przez chwilę przez
myśl mi przemknęło, kogo by tu zaprosić na całe to kulinarne dobro,
ale...samotne dni należą w moim życiu do rzadkości, więc postanowiłam się ponapawać:-)
A książkowo dzisiaj...bajeczka! A właściwie nie bajeczka,
tylko powieść dla młodzieży. I proszę mi tu nie kręcić nosem, że infantylnieję,
bo znaleźć dziś dobrą książkę dla młodzieży, nie głupią, dobrze napisaną i
interesującą, a na dodatek zawierającą treści wychowawcze jest trudno. Więc jak
już odkryłam Johna Flanagana (tak, to o nim mowa), to każdą książkę pochłaniam
z dużą przyjemnością.
A Flanagana odkryłam przy okazji popularnej serii „Zwiadowcy”.
Przygody Willa, młodocianego ni to Robin Hooda, ni Lancelota wciągnęły mnie bez
reszty (zresztą nie tylko mnie, bo seria osiągnęła wielomilionową sprzedaż w
ponad 30 krajach), więc kolejną serię pt. „Drużyna” powitałam z radością. Mam
za sobą już dwie części i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
Bohaterami „Drużyny” są młodzi Skandianie (ktoś na
podobieństwo Wikingów). Ich przyjaźń zaczyna się podczas tradycyjnego
kształcenia młodych wojowników. Drużynie przewodzi Hal, półkrwi Aralueńczyk –
sprytny, inteligentny, świetny nawigator i wynalazca, a na dodatek urodzony
przywódca. Dołączają do niego silny i niestety wybuchowy Stig, krótkowzroczny
Ingvar i jeszcze kilku chłopców, odrzuconych przez społeczeństwo Skandian z
powodu takiej czy innej ułomności. Razem tworzą drużynę „Czapli”, biorąc nazwę
od niezwykłej łodzi zbudowanej przez Hala. Niestety podczas szkolenia chłopcy
zaniedbują swoje obowiązki, przez co w ręce piratów wpada największy skarb
Skandian. Teraz Hal i jego wyrzutki muszą go odzyskać.
„Drużyna” to świetna powieść przygodowa, ze wszystkimi
zaletami gatunku. Mamy walki na miecze i topory, wyścigi, morskie przygody,
piratów – wszystko to, co swoją egzotyką i romantyzmem nieustająco przyciąga
nie tylko młodego czytelnika. A na dodatek mamy solidną dawkę treści
wychowawczych, podanych w niezwykły sposób. Po pierwsze – żaden, naprawdę żaden
z bohaterów książki nie jest doskonały. Każdy ma jakąś słabość, nawet
największy wojownik. I odwrotnie – każdy, nawet najbardziej pozornie godny
pogardy ma coś, co go wyróżnia, czyni niezwykłym czy przydatnym. Bardzo to w
stylu „Te prosiaczka” (pamiętacie te popularne książki o filozofii wschodu?) i
bardzo prawdziwe. Co ważniejsze, Flanagan uczy, że słabości można pokonać albo
nad nimi zapanować. Albo można je wykorzystać, bo to, co w jednej sytuacji jest
słabością, w innej staje się atutem. Jeden z „Czapli” jest złodziejaszkiem.
Złe? Złe. Ale jego złodziejskie umiejętności przydają się drużynie.
O czym jeszcze pisze Flanagan? Żeby się nie poddawać, nawet
jeśli od samego początku wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na przegranej
pozycji. Żeby myśleć i szukać rozwiązań z trudnej sytuacji. Żeby współpracować.
Bo indywidualizm jest świetny i warto być indywidualistą. Ale grupa
indywidualistów to dopiero potęga!
Jak już napisałam – to świetne książki. I warto po nie
sięgnąć, nawet jeśli ma się więcej niż tylko naście lat:-)
Tytuł: „Drużyna. Wyrzutki”. „Drużyna. Najeźdźcy”.
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
A dla tych, którzy mają ochotę na moje śniadanie, przepis na
klasyczne jabłka w cieście:
Składniki:
3 kwaśne jabłka
Szklanka mąki
Pół szklanki mleka
Jedno jajko
Szczypta soli
Pół łyżeczki cynamonu
Cukier puder do posypania
Tłuszcz do smażenia
Jabłka obieramy, kroimy w grube plastry, usuwamy gniazda
nasienne. Mąkę, mleko, jajko, sól i cynamon mieszamy, aż powstanie gęste
ciasto. Maczamy w tym jabłka i smażymy na pokrytej tłuszczem patelni na złoty
kolor. Posypujemy cukrem pudrem i...smacznego. Najpyszniejsze są gorące:-)