środa, 25 lipca 2012

Oto krew moja - Marek Kędzierski

Dziś o książce, która budzi u mnie mieszane uczucia. Bo z jednej strony mamy do czynienia z wartką sensacyjną prozą, a z drugiej – autor wsadził do niej element duchowy i mistyczny, z którym chyba nie za dobrze się czuje. Połączenie jakoś nie współgra i sama się zastanawiam, co można by było w książce poprawić. Mam wrażenie, że wystarczyłaby szczypta czegoś…tak jak przyprawy do dania - a „Oto krew moja” przestałaby budzić poczucie niedosytu.



Bohaterem książki Marka Kędzierskiego jest Andrzej Sznajder – weteran służb specjalnych, taki rodzimy Chuck Norris, co to i super strzela, i misje specjalne załatwia bez zmrużenia okiem, profesjonalista w każdym calu. Zadaniem Sznajdera jest przewiezienie pewnej kobiety do Watykanu na zlecenie przedstawicieli Kościoła. Kobieta nie jest zakonnicą, ale jest bardzo ważna, a przede wszystkim jest powierniczką pewnej tajemniczej relikwii i tylko ona jest w stanie tę relikwię przewozić. Na relikwię i Joannę dybią „niebezpieczni ludzie” i „szatańskie organizacje”. Sznajder z Joanną i pewnym zakonnikiem ruszają do celu super wyposażonym samochodem, a w drodze unikają zamachowców (Sznajder), spełniają dobre uczynki (Joanna) i prowadzą rozmowy o dobru i Bogu.

Żeby była jasność – nie mam nic przeciwko rozmowom o wierze ani nawet przeciwko temu, że Kościół jest w stanie zapewnić wynajętemu przez siebie człowiekowi super samochód uzbrojony po dach i reflektory. Brakuje mi jednak w książce kilku podstawowych elementów – co za relikwią opiekuje się Joanna? I dlaczego tylko ona może to zrobić? Przez całą książkę czytamy, jaka to Joanna jest niezwykła, ale pod koniec chce się aż krzyczeć – dlaczego, do jasnej Anielki? Dlatego że ma dar jasnowidzenia?

To niby drobiazgi, ale skutecznie zakłócające odbiór książki, poza tym całkiem nieźle napisanej. Owszem – zestawienie brutalnego twardziela, u którego pod skorupą kryje się wrażliwe i czułe serce z dobrą kobietą, która tą skorupę rozbija jest banalne i pod koniec ckliwe – na szczęście jednak Kędzierski unika stuprocentowej sztampy. A w samej książce znajdziemy też kilka elementów zaskakujących – chociażby znajomych Sznajdera, wartych poznania.

Moralizujące, z niedoróbkami, momentami banalne – ale z szansą na przyszłość, więc do kosza całkiem bym nie wyrzucała. Końcówka poniekąd sugeruje kontynuację, więc może, może…

Tytuł: „Oto krew moja”
Autor: Marek Kędzierski
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz