niedziela, 20 maja 2012

W śniegach Plutona - "Najemnicy" Tomaša Bartoša


Ostatnio pisałam o średniowiecznym kryminale, więc dziś postanowiłam zafundować wam coś zupełnie innego. Być może na mój wybór miał także fakt, że w Krakowie za chwilę rozpocznie się Festiwal Muzyki Filmowej. A w jego ramach zaproponowano nam wieczór z „Obcym”. Nie wiem, jak wy, ale ja jestem fanką tego filmu od kiedy tylko go zobaczyłam. Mimo że chodziłam wtedy do podstawówki, a historię walki Ripley z Alienem (to była druga część cyklu) oglądałam głównie z miejsca przy drzwiach toalety, schowana za kotarą. Na wszelki wypadek, jakby na ekranie działo się coś tak strasznego, że nie chciałabym na to patrzeć.

Nie bez powodu powołuję się na „Obcego” – książka Tomaša Bartoša bardzo mi ten film przypomina. Bohaterowie – oddział profesjonalnych najemników – dostają za zadanie opanowanie stacji badawczej na Plutonie. Pod stacją ciągną się wielokilometrowe korytarze, wybudowane dawno temu. W korytarzach najemnicy znajdują ciała, a właściwie ich resztki – ogryzione do czysta kości. Od mieszkańców stacji najemnicy dowiadują się, że od dawna w korytarzach giną ludzie, a poprzedni oddział najemników zniknął w nich bez śladu. Wszystko wskazuje na to, że poprzednim właścicielom stacji, ponad 100 lat wcześniej, udało się wynaleźć nowatorską nanotechnologię. Wybudowana za jej pomocą AI (sztuczna inteligencja) jest w stanie rozwijać się w sposób niekontrolowany. Prawdopodobnie to właśnie ona stoi za zniknięciami żołnierzy i osób z personelu. Dlaczego jednak – i w jaki sposób – pozbawia ciała wszelkich tkanek, pozostawiając sam kościec? A może najemnicy natknęli się na coś zupełnie innego? Na przykład wrogą rasę?

Nie ukrywam, że po książkę sięgnęłam głównie dlatego, że dobre słowo o niej napisał Mirek Žamboch, jeden z moich ulubionych autorów. Bo o samym Bartošu, poza tym, że jest on Czechem, nie wiedziałam nic (swoją drogą bardzo szkoda, ze na sklepowe półki trafia tak mało czeskiej fantastyki. Chyba że nasi południowi sąsiedzi nie mają osiągnięć jeśli chodzi o ten gatunek? Choć nie chce mi się w to wierzyć). I całe szczęście, bo książka jest świetna. Owszem, to hard sf, na dodatek sf militarna, a ja jakoś za tym gatunkiem nie przepadam, ale zachwyciła mnie w „Najemnikach” plastyczność opisów. Zwłaszcza jeżeli chodzi o poszczególnych bohaterów. Każdy z nich znalazł się w oddziale z innych powodów, każdy reprezentuje inne podejście do życia i bynajmniej nie jest zwykłym zabójca za pieniądze. Autor świetnie pokazuje zderzenie wyobrażeń o najemnikach z rzeczywistością – do oddziału dołącza znany reporter. Jego wizja „maszyn wojny” zmienia się z chwili na chwilę, tak jak nasza. Duże brawa autorowi należą się za subtelne budowanie więzi między czytelnikiem a bohaterami. W miarę czytania boli nas każda rana, a każda ludzka ofiara wywołuje żal.

W „Najemnikach” znajdziemy odwagę, heroizm, zasady, walkę o przetrwanie – i nie, bynajmniej nie tylko swoje. A przy okazji wszystko to opisane jest bez ckliwości i zadęcia. Nie słychać na końcu triumfalnego marszu, nie łopoczą flagi, nie ma cynicznego uśmiechu czytającego.

Ćhciałabym zobaczyć „Najemników” w wersji filmowej. Ale nie takiej, w której pełno jest efektów specjalnych. Raczej takiej z minimalnymi bajerami, gdzie zobaczę surowy krajobraz Plutona pokrytego warstwa lodu i śniegu, gdzie będę bać się zaglądać w ciemne, puste korytarze i gdzie kolejni aktorzy nie będą wyglądać jak celebryci.
Może kiedyś się uda.

Tytuł: „Najemnicy”
Autor: Tomasz Bartoš
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz