niedziela, 9 grudnia 2012

Atlas chmur Davida Mitchella



Tak się zastanawiałam, czy opisywać tę książkę, bo wszyscy już znają film i z tego co słyszę, mają o nim dobre zdanie. A to powinno być najlepszą rekomendacją dla lektury. Ale potem sobie pomyślałam, że przecież jest całe mnóstwo osób, które tak jak ja – filmu nie obejrzały,  a książkę przeczytać warto.


Przyznam, że tak do połowy „Atlasu chmur” zadawałam sobie pytanie „o co tu chodzi”? Książka składa się bowiem z fragmentów dzienników i wspomnień rozmaitych osób, oddzielonych od siebie czasem i przestrzenią, pozornie ze sobą nie związanych. Pamiętniki  młodego amerykańskiego adwokata z XIX wieku, listy utalentowanego aczkolwiek posprzeczanego ze społeczeństwem muzyka żyjącego na początku XX wieku, historia młodej ambitnej dziennikarki żyjącej około 60 lat później, znanego wydawcy czy wreszcie ludzkiego klona przeznaczonego do katorżniczej pracy, pasterza kóz z wysp Pacyfiku, ostatniej enklawy cywilizacji – co je łączy? Poza charakterystycznym znamieniem na łopatce głównego bohatera danej opowieści? „Atlas chmur” to książka – zagadka i bardzo ją cenię za to, że nie jest przewidywalna. Zmusza do myślenia i zastanawiania się nad sensem każdej z opowieści. Kombinowania, dopasowywania kawałków puzzli do całości układanki.

Książka jest tak fantastycznie napisana, że nie zepsuję wam przyjemności mówiąc, że chodzi o siłę i władzę. Silniejsi wypierają słabszych, podporządkowują ich sobie. Ale czy jest to ostatecznym triumfem cywilizacji? Oto jest pytanie. Ostatecznie okazuje się, że to rozum, a nie brutalna siła odnosi triumf. Silni w końcu pożrą sami siebie – ci mądrzy przetrwają w głowach, sercach i umysłach innych. W opowieściach, książkach, muzyce czy jakiekolwiek tam jeszcze nośniki sobie wymyślimy. I to dzięki tym jednostkom człowiek jako istota, a nie gatunek biologiczny – przetrwa.

Warto jeszcze sięgnąć po tę książkę chociażby dlatego, że Mitchell w bardzo ciekawy sposób operuje różnymi stylistykami, narracjami i gatunkami. Czytamy pamiętnik Adama Edwinga, młodego, religijnego człowieka, ale zaraz obok utrzymaną w tonie prawdziwie kryminalnej powieści historię Timothy’ego Cavendisha i gawędę przy ognisku starego koźlarza. Różne historie, różny język, różny sposób budowania zdania, różne światy...chociażby po to, żeby zobaczyć, jak ten problem rozwiązane w wersji filmowej książki, pójdę do kina.

Jednym słowem – jeśli szukacie sobie dobrej lektury pod choinkę, jestem jak najbardziej za „Atlasem chmur”.

Tytuł: „Atlas chmur”
Autor: David Mitchell
Wydawnictwo: Mag

 Święta już tuż tuż. Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam ronić łzy nad “I’m driving home for Christmas”. Głównie dlatego, że czeka mnie 13 godzin jazdy w pociągu ( w jedną stronę!). I pomyśleć, że do Barcelony lecę w niecałe 3 godziny...

2 komentarze:

  1. I do tego jeszcze dobre tłumaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie widziałam filmu (choć też słyszałam zachwyty), ale może jednak zacznę od książki :)
    a o pkp nie będę pisała - mam o tej instytucji prawie tak samo dobre zdanie jak o publicznej służbie zdrowia...
    Kamila

    OdpowiedzUsuń