Przygotowania do maratonu na finiszu, nerwy mam już w
strzępach, z czytaniem idzie mi kiepsko (chociaż pewnie i tak lepiej, niż
przeciętnemu Polakowi – temu, co to czyta jedną książkę rocznie). Ale coś tam
skończyłam, więc się dzielę. Tym razem, bo dawno już nie było – będzie fantasy.
A co!
Tom pierwszy „Sagi o rubieżach” to właściwie dwie historie o
Żyznych Ziemiach: „Dni Jelenia” i „Dni Pomroku”. Mieszkańcy Żyznych Ziem
otrzymują wiadomość o zbliżających się do kontynentu okrętach. Przybycie
statków zapowiedziano w starych kodeksach, jednak magowie nie są w stanie
odczytać, czy przypływają na nich dawno zaginieni bracia Boreaszowie, czy
śmiertelny wróg całego życia – Misaíanes, czyli Nienawiść. Podjąć decyzję, czy
przywitać przybyszów jak przyjaciół czy stanąć z nimi do walki ma podjąć rada
złożona z przedstawicieli każdego ludu Żyznych Ziem. W cztery strony świata
ruszają więc posłowie...
„Saga o rubieżach” mieści się w nurcie ekokultury, z jakim
mamy do czynienia już od jakiegoś czasu, a którego znanym przykładem był
chociażby „Avatar”. Nie bez powodu przypominam tutaj ten film – w książce
Liliany Bodoc na ratunek ludziom zagrożonym przez obcych również rusza sama
natura. Z którą mieszkańcy Żyznych Ziem są nierozerwalnie spleceni i której
służy ich magia. Z kolei magia najeźdźców podporządkowuje sobie wszystko.
Syderetycy uzależnieni są od broni palnej i zdobyczy techniki a świat traktują
w butą grabieżcy. Bodoc jednoznacznie określa, po której jest stronie – wśród
Syderetyków nie znajdzie się ani jeden
dobry czy przyzwoity. Co automatycznie stawia mieszkańców Żyznych Ziem w dobrym
świetle. A nawet jeżeli któryś z nich zrobi zły uczynek, ma szansę odkupienia. I
zazwyczaj z niej korzysta. Szkoda, że życie nie jest tak czarno-białe.
Wiecie, co mi jeszcze przypomina „Saga o Rubieżach”? Książki
o Indianach. Husihuilkowie, najwięksi wojownicy Żyznych Ziem przypominają
północnoamerykańskich Indian wyglądem, sposobem walki, wierzeniami, obyczajami.
A ich rozpaczliwa obrona Rubieży przed najeźdźcą to echo walki rdzennych
Amerykanów z bladymi twarzami. Walki tym razem szlachetnej, heroicznej. A
ponieważ zawsze jako dziecko, czytając książki Maya marzyłam, żeby Apacze choć
raz wygrali z białymi, to teraz mam nadzieję, że Husihuilkowie zwyciężą.
Autorka książki, Liliana Bodoc, pochodzi z Santa Fe w
Argentynie, więc pewnie moje skojarzenie z Indianami nie jest bezpodstawne. Za
złe mam tylko wydawcy umieszczenie na okładce książki notki „Kto wie, czy to
nie najlepsze epickie dzieło fantasy napisane w języku hiszpańskim”. „Kto wie”?
i jeszcze „napisane w języku hiszpańskim” – od razu zaczynamy książkę traktować
lekceważąco. A niesłusznie. Bo może nie jest ona w top ten najlepszych fantasy
jakie miałam okazję czytać, ale całkiem przyzwoita z niej lektura.
Autor: Liliana Bodoc
Tytuł: „Saga o Rubieżach. Tom I”
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka